poniedziałek, 4 stycznia 2016

rozdział 47

Tylko nie to! Jestem idiotką, mogłam mu nie mówić! Wiedziałam, że to tak się skończy.
- Wiki idziemy! - powiedziałam wstając. 
- Musisz zostać i wypocząć. - powiedziała, jednak ja jej nie słuchałam. Łukasza zaprowadziłam do taty i biegłyśmy już do szkoły...O tej porze jest zamknięta i nikt jej nie pilnuje, więc wiadomo, że to tam są. Dobiegłyśmy. Zobaczyłam Remka.... Leżał na ziemi...Boże!!! Ostrzegłam również Kamila i kilka facetów, którzy kopali Remka...Zostawcie go! Nie wytrzymałam. W tamtej chwili nie bałam się niczego. Niech mnie krzywdzą ile chcą, ale jego niech zostawią! To przeze mnie ma same kłopoty. Podbiegłam do nich i krzyknęłam...
- Odwalcie się!! - mój ton był oschły. 
- Bo co? - zaśmiał się Kamil podchodząc do mnie i nachylając się nad moją twarzą.
- Co mi niby zrobisz szmato? - te słowa wymawiał z uśmiechem. Czułam na szyi jego okropny oddech. Nagle ktoś go ode mnie odciągnął. Zobaczyłam radiowóz policyjny...Dobrze, że Wiki jest na tyle mądra, że wezwała policję...Ufff...
- Pożałujesz tego suko!! - krzyknął. 
- Wiesz, że masz prawo zachować milczenie!? - odwarknęłam mu po czym szybko podbiegłam do Remka. Ukucnęłam przy nim i opuszkami palców dotykałam ego posiniaczonej twarzy.
- Boże Remek co oni ci zrobili! - powiedziałam i znów się rozpłakałam. Po paru godzinach znów siedziałam w szpitalu, tym razem na poczekalni czekając aż Remik odzyska przytomność. W końcu wyszedł lekarz mówiąc, że mogę wejść. Biegiem pokierowałam sie do jego sali prawie się zabijając kiedy wstawałam z krzesła. Wbiegłam tam i usiadłam obok niego.
- Remik idioto mówiłam, żebyś się z nimi nie bił! - krzyknęłam.
- Ale było warto...Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym cię teraz pocałować, ale zrozumiem jeśli powiesz, że się boisz. - wcale się nie bałam...Nie czułam większego strachu niż wtedy gdy zobaczyłam mojego chłopaka, pobitego, nieprzytomnego... Wstałam z stołka i pochyliłam się nad nim całując go w usta. Poczułam w buzi metaliczny smak krwi...No cóż...Czarnowłosy był na prawdę nieźle pobity i miał przeciętą wargę. Już bolały mnie trochę plecy od nachylania się nad nim, więc skończyłam go całować i usiadłam na krześle. On poruszył się, ale zauważyłam grymas na jego twarzy.
- Nie ruszaj się. Leż spokojnie. - powiedziałam nieco skrzywiona, ale on i tak usiadł jakimś cudem. 
- No chodź. - rozłożył ręce. Szybko usiadłam obok niego, a on objął mnie mówiąc, że mnie kocha. Znów go pocałowałam. Tym razem pocałunek trwał dłużej...
- Izabella... - ze strachem oderwałam się od chłopaka. W progu stał mój tata...

3 komentarze: